Melbourne

Ostatni przystanek mojej podróży po kraju kangurów. Miasto położone w południowo-wschodniej części kontynentu i drugie pod względem wielkości, największe miasto w Australii. Melbourne, uznane było już dwukrotnie za „Najlepsze miasto do życia na świecie”. Czy również mnie zachwyci i przebije Sydney, w którym mogłabym mieszkać?

Jadąc z lotniska, od razu da się zauważyć pierwszą różnicę. Panorama złożona z ogromnych, wielkich i gęsto położonych wieżowców, których w takiej ilości na próżno szukać w Sydney. Czuję inność miasta, jego szybkość, większy pośpiech i różnorodność. Po dotarciu na miejsce, podekscytowana nie tracę czasu i wychodzę zwiedzać. Mieszkam nad rzekę Yarra, od której droga przez mosty i kładki, promenady, restauracje, bary, prowadzi do Federation Square. To nowoczesny plac i jedno z najpopularniejszych miejsc w Melbourne przyciągające mieszkańców i turystów odbywającymi się tu często festiwalami i imprezami. Drugi,  kilka kroków od placu, bardzo ważny i słynny dla miasta punkt, który występuje na większości pocztówek z Melbourne to Flinders Street Station. Lokalny dworzec główny o charakterystycznej architekturze. W drodze powrotnej zatrzymuje się na lampkę wina w Ponyfish Island Bar. Barze, który dosłownie jest pod mostem, z którego rozciąga się piękny widok i z którego bez pośpiechu obserwuję zachód słońca. Tą chwilę na długo zapamiętam.

Eureka Tower

Kolejny dzień funduje mi 40 stopniowy upał. Z pewnością nie jest to wymarzona temperatura na zwiedzanie miasta, ale za to zdjęcia z błękitnym niebem będą się lepiej prezentować;) Dzień zaczynam od najwyższego budynku w mieście tj. Eureka Tower, w którym na 91 piętrze znajduje się punkt widokowy z piękną panoramą miasta. Tu możemy zobaczyć Melbourne w jego całej okazałości. Choć bilet wstępu nie jest tani, powinien to być obowiązkowy punkt wycieczki, jeżeli tylko dopisuje pogoda.

Centrum Melbourne

Stąd kieruję się do centrum, gdzie wsiadam do zabytkowego tramwaju, który dojeżdża do najważniejszych punktów w mieście. Tramwaj jest za darmo i jest pewnego rodzaju atrakcją, która przyciąga tłumy a jednocześnie odpycha. Jazda w upale z taką ilością turystów, szybko mnie zniechęca i postanawiam jednak spacerkiem poznawać zabytki tego miasta. W centrum Melbourne możemy zauważyć zarówno nowoczesne wieżowce jak i stare, historyczne budynki. Mamy tu wiele „europejskich” akcentów architektonicznych a po Londynie, znajdziemy tu najwięcej zabytków architektury z epoki wiktoriańskiej. Podczas spaceru zobaczymy budynek parlamentu, hotel Windsor, St. Peter’s Cathedral, Post Office Building. W mieście znajduje się wiele galerii i muzeów takich jak: Melbourne Museum, National Gallery of Victoria, Australian Centre for Contemporary Art oraz Victorian Arts Centre. Warto też odwiedzić jedną z licznych, mniejszych galerii pokazujących dzieła sztuki wykonane przez rdzennych mieszkańców Australii – Aborygenów.

Podobnie jak w Sydney jest tu wiele miejsc, w których można uciec od wrzawy i gorącego słońca. Piękne parki, ogrody, zadbane i bardzo czyste zapraszają do tego, aby w nich złapać oddech. Mnie urzekły Królewskie Ogrody Botaniczne, uznawane przez wielu za najpiękniejsze ogrody botaniczne na świecie, w których na 34 hektarach piękna, bujna roślinność, niesamowite kwiaty i jeziora z gondolami, pozwalają uciec od codziennego zgiełku.

Ogromne wrażenie zrobił na mnie Shrine of Remembrance. Świątynia Pamięci dedykowana żołnierzom, którzy zginęli podczas obu wojen światowych i nie tylko. Budynek monumentalny z zewnątrz, skromny w środku. W podziemiach znajduje się muzeum i centrum edukacyjne. Z kolei ze szczytu budynku, można podziwiać piękną panoramę miasta.  Nie jest to jedyna tego typu budowla, którą widziałam w Australii. Widać, że przywiązuje się tu dużą uwagę do historii i pamięci poległych żołnierzy i cywilów.

Będąc w tym mieście koniecznie należy odwiedzić dzielnicę Fitzroy. Dzielnica ta jest najstarszą i najbardziej ,,odjechaną”. Stare, kolonialne budynki, barwne murale na każdym wolnym skrawku muru, muzyka na żywo, galerie i oryginalne sklepy. Hosier Lane to miejsce, gdzie murale zmieniają się codziennie, więc warto to zobaczyć. W powietrzu unosi się zapach farby, dla odmiany nie kawy;) Swój ważny punkt na mapie ma tu również Chinatown, w którym możemy zjeść przysmaki chińskiej kuchni a ulice są udekorowane w typowe, czerwone lampiony. W Melbourne również trafiłam do sklepu z najbardziej odjazdowymi butami, jakie w swoim życiu widziałam. A widziałam ich wiele. I nie był to sklep z butami dla dzieci;)

Melbourne jest zdecydowanie miejscem dobrego jedzenia, wielu knajp, barów, zakupów i jest bardziej rozrywkowym miastem niż Sydney. Pomimo tego, to drugie nadal jest moim faworytem:)

The Great Ocean Road

Słynna i malownicza trasa o długości koło 240 km wzdłuż pięknych, nadmorskich klifów i skał. Droga zaczyna się jakieś 1,5 h od Melbourne. Jest to długa wycieczka, ale warta każdej minuty. Niesamowita atrakcja turystyczna, która jednocześnie stanowi specyficzny pomnik I Wojny Światowej. Droga została zbudowana przez żołnierzy wracających z wojny, dla upamiętnienia tych, którzy na tej wojnie zginęli. Jak dla mnie obowiązkowy punkt do zobaczenia, będąc w tej części kontynentu

Po drodze zwiedzamy jeszcze tropikalny las deszczowy Great Otway National Park, w którym rośnie wiele atrakcyjnych gatunków roślin. Te, które dla mnie były najbardziej ciekawe to błękitny eukaliptus oraz znane nam paprocie, ale tu rosnące jako paprocie drzewiaste. No i na koniec czarne ślimaki, które występują tylko w tej części Australii. To ciekawy, leśny przerywnik na trasie nadmorskiej drogi krajobrazowej.

W końcu docieramy do jednego z głównych i słynnych punktów atrakcji, który znajduje się na Great Ocean Road – Twelve Apostles(Dwunastu Apostołów). Są to wapienne kolosy, stopniowo odrywające się od brzegu w Parku Narodowym Port Campbell. Powstały w wyniku wieloletniej erozji, podczas której dynamiczne wody oceanu wypłukiwały delikatny wapień, tworząc jaskinie, klify i różnorodne, finezyjne formacje skalne, po których zostały kilkudziesięciometrowe stosy. Ogromna przestrzeń, wielki ocean uderzający o skały, piękne, dzikie plaże i te skały. Ten krajobraz zrobił na mnie ogromne wrażenie. Tu dało się poczuć siłę natury i słabość naszej ludzkiej istoty. To trzeba zobaczyć!

Po trzech tygodniach fantastycznie spędzonego czasu w pięknej Australii, nie mówię do widzenia, ale do zobaczenia z nadzieja, że jeszcze kiedyś tu wrócę:)